Tak,
wiem. Zarzekałam się, że nigdy nie kupię e-czytnika. Że książki pachną
drukarnią, że sobie nie wyobrażam i bla, bla, bla.
Odszczekuję to wszystko.
Bo…,
zdarzy się w niedalekiej przyszłości, że będę wyjeżdżać na dłużej z domu. Nie
wyobrażam sobie, abym targała ze sobą książki w postaci papierowej. Stąd
decyzja o zakupie. W tej decyzji był jeszcze aspekt osobisty.
Ale
to nie tak, abym była zwolenniczką e-czytników, ale:
1) zawsze
będą książki premierowe, które „muszę mieć i przeczytać natychmiast”, chyba że
będą od razu wychodzić także na Kindla
2) książki
typu albumowego o ogrodach, nie wyobrażam sobie innej wersji papierowa
3) dokumenty
w formacie pdf lepiej będzie się czytać na czytniku niż na telefonie
4) książki
z USA na Kindla zaczynają się od 2-3$, gdzie koszty przesyłki zaczynają się od
10$; mam za to 3 następne książki!
5) to
co w funkcjonowaniu Kindla mnie się bardzo spodobało to wbudowany słownik i
Wikipedia; po dokupieniu w Amazonie za 10$ słownika angielsko-polskiego mogę
czytać książki bez ciągłego spoglądania w słownik
6) możliwość
przeskakiwania między rozdziałami, przypisami
7) wbudowane
WIFI i przeglądarka internetowa
A
przechodząc do ad rem: oto ubranko dla Kindla uszyte metodą Quilt As You Go,
którą bardzo polubiłam. Pierwszą wersję uszyłam za małą i musiałam doszyć
trochę na bokach. To jest tak jak się nie słucha innych i chce się samej
wszystko od początku do końca zrobić.
Yes, I know. I’ve promised myself I’d never buy an
e-reader.